Kiedy skończyły się ferie dla wielu osób to długo wyczekiwany moment żeby w spokoju cieszyć się wypoczynkiem w nieco opustoszałych górskich kurortach. Odpoczynek w górach to prawdziwe wyzwanie - nie tylko dla mięśni nóg i
kondycji, ale także dla skóry.
Zima w ogóle potrafi dać się we znaki ciału przede wszystkim poprzez
skoki temperatury, wysuszenie skóry w pomieszczeniach z centralnym
ogrzewaniem , a także odmrożenia odnoszone na lodowatym wietrze, które
prowadzą do zaostrzenia wielu dermatologicznych problemów ze skórą. Naturalne mechanizmy obronne skóry zostają mocno osłabione, ze względu
na wolniejszy metabolizm oraz słabsze działanie gruczołów łojowych.
Tkanki tracą dwa razy więcej wody niż latem, zaś sam naskórek robi się
cieńszy i wrażliwszy. W rezultacie z urlopu w górach można wrócić z
przesuszoną, poparzoną lub dla odmiany poważnie odmrożoną skórą twarzy i
rąk, co nie jest ani
miłą ani ładną pamiątką i nie wpływa na poprawę
samopoczucia. Produkty kosmetyczne, które włożymy na wyjazd do kosmetyczki nie
mogą być więc po prostu zwykłymi kremami, które stosujemy każdego dnia.
Samo nawilżanie nie wystarczy żadnej, nawet tłustej cerze i na pewno
przyda nam się filtr lipidowy, kiedy będziemy szusować na mrozie.
Doskonałym rozwiązaniem jest połączenie go z ochroną UVA i UVB, bo w
wyższych partiach gór, w ostatnich dnia marca opalanie jest tak samo
niebezpieczne jak w pełni lata na plaży.
Filtr, którego naprawdę nie należy się obawiać podczas białego
szaleństwa, nie dość, że chroni przed negatywnym wpływem mrozu i wiatru,
to dodatkowo zatrzymuje wilgoć w skórze przez co utrudnia odparowanie
wody określane również mianem naskórkowej utraty wody. Z tego właśnie
powodu w kosmetykach należy szukać nawilżających składników, najlepiej
pochodzących z naturalnych olejków np. z pestek moreli, awokado bądź
słodkich migdałów. Wywierają one zarówno zmiękczający, jak i
wygładzający wpływ na skórę.